Do wypadku doszło w niedzielę podczas zejścia, po przerwanym z powodu załamania pogody, ataku szczytowym góry. Panowały wtedy niezbyt dobre warunki atmosferyczne, wiał bardzo silny wiatr. Wysokość szczytu to 8080 metrów nad poziomem morza.
"Nie przesądzajmy za wcześnie o jego śmierci" - mówi przyjaciel Artura Hajzera, himalaista Walenty Fiut. Może jest gdzieś w jakiejś szczelinie śnieżnej i walczy o życie, bo nie może iść - dodaje.
Zdaniem himalaisty Krzysztofa Wielickiego, do zdarzenia mogło dojść po tym, jak Hajzer dostrzegł wypadek, jakiemu uległ jego partner wspinaczkowy Marcin Kaczkan. Hajzer mógł przyspieszyć schodzenie i popełnić błąd.
Wielicki dodaje, że Artur Hajzer to bardzo doświadczony himalaista, który nie podejmował nigdy zbędnego ryzyka i zwykł mówić, że "góry nie są warte nawet straty paznokcia".
Drugi uczestnik wyprawy - Marcin Kaczkan ma jeszcze dziś zejść do obozu pierwszego. Jutro spodziewany jest w bazie.
Himalaiści byli na tak zwanym Kuluarze Japońskim - trudnym technicznie przejściu powyżej strefy lodospadów. Znajdowali się więc na wysokości powyżej 6 i pół tysiąca metrów, gdzie niska zawartość tlenu w rozrzedzonym powietrzu stwarza zagrożenie dla zdrowia i życia.