Kolejny kryzys dialogu społecznego wynika z niechlujnej legislacji. Rząd może szybko go zakończyć, zmieniając przepisy, ale pytanie, czy to zrobi, skoro spór mu się opłaca.
DGP
Permanentny personalno-legisacyjny kryzys – tak można opisać sytuację, w jakiej od roku funkcjonuje Rada Dialogu Społecznego. Najnowszą odsłoną tego klinczu jest rezygnacja przedstawicieli Solidarności z członkostwa w RDS z powodu bezprawnego – zdaniem związkowców – powoływania nowych członków z ramienia rządu. Wcześniej rada przeżywała spór m.in. o lustrację (w związku z wyborem na jej przewodniczącego Andrzeja Malinowskiego, prezydenta Pracodawców RP, który był tajnym współpracownikiem służb PRL, co potwierdził Instytut Pamięci Narodowej).
Rząd mógłby przeciąć ten nieustający kryzys, gdyby przyjął odpowiednie nowelizacje ustawy o RDS (lustracja) oraz jednej z tzw. tarcz antykryzysowych (w zakresie odwoływania i powoływania członków rady). Tyle że spory w RDS są mu na rękę, bo skłóceni partnerzy społeczni nie są w stanie wywierać skonsolidowanej presji na rząd, choćby w kwestii zmian legislacyjnych w okresie epidemii.

Odejście, ale…

Powodem rezygnacji członków Solidarności jest art. 85 nowelizacji ustawy covidowej (Dz.U. z 2020 r. poz. 568 ze zm.). Zgodnie z nim w okresie epidemii prawo do odwoływania członków rady ma premier. Jednocześnie wyłączono stosowanie art. 27 ust. 1 ustawy o RDS (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 2232 ze zm.), który przewiduje, że to prezydent RP powołuje i odwołuje takie osoby. Przeciwko zmianom, które weszły w życie 31 marca 2020 r., ostro protestowali partnerzy społeczni. Ostatecznie prezydent RP skierował ten przepis do Trybunału Konstytucyjnego.
Teraz, gdy rząd musiał wymienić swoich przedstawicieli w RDS w związku z rekonstrukcją i wybrać przewodniczącego rady na roczną, rotacyjną kadencję, Solidarność przypomniała o tej regulacji. Uznała, że skoro wyłączony jest art. 27 ust. 1, to prezydent RP nie może powołać nowych członków. Ale rząd i prezydent nie ustąpili. 21 października do RDS powołani zostali m.in. Jarosław Gowin (przejmuje funkcję przewodniczącego rady), Przemysław Czarnek, Andrzej Niedzielski.
W rezultacie przedstawiciele Solidarności złożyli rezygnację z członkostwa w RDS. – Nie będziemy firmować fasady Rady Dialogu, w której pierwsze skrzypce gra rząd – tłumaczył Piotr Duda, szef związku.
Podkreślił, że niedopuszczalne jest, aby premier miał możliwość odwoływania członka rady, „dlatego że ma taki kaprys”. – Domagamy się jak najszybszego procedowania przed TK skargi złożonej przez prezydenta Andrzeja Dudę lub nowelizacji przepisów. Kompletnie nie rozumiemy, skąd pomysł, żeby zdemontować RDS – dodał przewodniczący Duda.
Co istotne, wspomniana decyzja działaczy nie oznacza, że związek nie będzie w ogóle obecny w radzie. Osoby te zrezygnowały z imiennego członkostwa, więc nie będą uczestniczyć np. w posiedzeniu plenarnym. Ale Solidarność jako organizacja wciąż należy do RDS i jej przedstawiciele mają uczestniczyć w pracach zespołów problemowych (np. ds. prawa pracy, ubezpieczeń społecznych, budżetu, wynagrodzeń i świadczeń socjalnych).

Klincz, ale…

Na razie trudno przewidzieć, jak ta decyzja odbije się na dalszym funkcjonowaniu rady.
– Działamy dalej. Rezygnacja Solidarności nie oznacza, że RDS utraciła kworum. Nawet jeśli nie uda się np. przyjmować uchwał, to wystarczające jest zajęcie stanowiska przez rząd i partnerów społecznych. Najważniejsze jest to, czy w danej kwestii uda się porozumieć lub przynajmniej ustalić kierunki zmian – podkreśla Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ.
22 października – już bez udziału przedstawicieli największego związku – odbyło się prezydium i posiedzenie plenarne z udziałem m.in. Jarosława Gowina. – Dzięki nieobecności Solidarności udało nam się konstruktywnie porozmawiać np. o propozycji złagodzenia zakazu handlu w niedzielę. Bez dogmatycznego podejścia prezentowanego przez związek w tej sprawie – wskazuje Maciej Witucki, prezydent Konfederacji Lewiatan.
Pozytywnie ocenia on rolę RDS. – To dobre miejsce do prowadzenia rozmów, w szczególności na linii pracodawcy – związki zawodowe. Nie mamy ku temu lepszych okazji. Pod tym względem będę bronił rady, nawet jeśli nie zawsze dyskusje kończą się porozumieniem i zdarzają się ostre spory – dodaje.

Zmiana, ale...

Teoretycznie najprostszym rozwiązaniem sytuacji byłaby szybka zmiana wspomnianego art. 85 nowelizacji specustawy covidowej. – W ten sposób usuniętoby jakiekolwiek wątpliwości dotyczące powoływania i odwoływania członków rady – wskazuje Maciej Witucki.
Podobnie uważa Andrzej Radzikowski, ale wskazuje, że pojawia się wątpliwość, czy rząd to zrobi, skoro spory partnerów społecznych są mu na rękę. – Powinniśmy przestać zajmować się konfliktami poszczególnych organizacji i zająć się wreszcie merytorycznymi rozwiązaniami. To cel działania rady, w szczególności w trudnej sytuacji wywołanej pandemią – dodaje.
Przypomnijmy, że w samej radzie rozpoczęto już konsultacje w sprawie zmian w ustawie o RDS, m.in. w zakresie obowiązku lustracyjnego. Tego typu zmiana zakończyłaby też wcześniejszy spór związany z wyborem Andrzeja Malinowskiego na przewodniczącego RDS i zawieszenia – z tego powodu – uczestnictwa w prezydium przez Solidarność i Związek Przedsiębiorców i Pracodawców Ten spór wciąż się tli.
W ubiegłym tygodniu prezydent Pracodawców RP wezwał Piotra Dudę i Cezarego Kaźmierczaka (szefa ZPP) do oddania przysługujących im ryczałtów, skoro m.in. od marca 2020 r. nie uczestniczą w posiedzeniach. Druga strona wskazuje, że pieniądze przysługują za „pracę w RDS”, co jest szerszym pojęciem niż obecność na formalnych spotkaniach. Solidarność już odpowiedziała, że w takim razie należy sprawdzić uczestnictwo na posiedzeniach wszystkich członków RDS i rozliczyć pieniądze. Takie spory na pewno nie dodają radzie powagi.