Parlamentarzyści KO i związani z nią samorządowcy przestrzegali w poniedziałek w całym kraju, że ewentualne weto do budżetu UE i Funduszu Odbudowy oznacza wielomiliardowe straty. Bez tych środków - jak wskazywali - niemożliwa będzie m.in. kontynuacja inwestycji i dalszy rozwój Polski.

W zeszły poniedziałek Polska i Węgry zgłosiły zastrzeżenia w związku z rozporządzeniem dotyczącym powiązania środków unijnych z przestrzeganiem zasad praworządności. Po czwartkowym szczycie unijnym, przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel zapowiedział negocjacje, aby znaleźć rozwiązanie, które zadowoli wszystkie państwa członkowskie. UE zależy na jak najszybszym porozumieniu, by w życie mógł wejść wieloletni budżet na lata 2021-2027 oraz fundusz odbudowy. Wartość tego pakietu finansowego wynosi 1,8 bln euro.

Groźba zawetowania unijnych wieloletnich ram finansowych i powiązanego z nimi Funduszu Odbudowy Europy po pandemii COVID-19 budzi ostry sprzeciw polityków Koalicji Obywatelskiej. W poniedziałek w wielu miastach Polski odbyła się seria konferencji prasowych parlamentarzystów KO w tej sprawie.

"Zła jest polityka polskiego rządu, który straszy wetem i umiejscawia Polskę na marginesie UE. W ten sposób polski rząd skazuje nas na polityczny niebyt" - mówił we Wrocławiu b. szef PO i b. minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna. "Weto potwierdza, że Polska wybrała politykę przeciweuropejską, politykę która ma nas skłócać i konfliktować z UE (...) my zaś walczymy o mocną, jednorodną, bogatą UE z polityką polską, która ma wpływ na politykę europejską – tak jak było przez wiele ostatnich lat" - przekonywał Schetyna.

W Łodzi politycy i samorządowcy KO zapowiedź weta nazwali "zdradą ojczyzny". "Jeżeli nie będzie pieniędzy z Unii Europejskiej, nie poradzimy sobie sami. Dlatego rząd, który tak łatwo mówi o rezygnacji z budżetu europejskiego, a przede wszystkim z funduszu odbudowy (...), jest zdradą ojczyzny" - powiedziała wiceszefowa klubu KO Katarzyna Lubnauer.

Zdaniem Cezarego Grabarczyka w tej chwili toczy się walka o to, czy Polska zostanie w Unii. Powołując się na jeden z ostatnich sondaży poseł KO i b. minister infrastruktury zwrócił uwagę, że ponad 80 proc. Polaków chce pozostać w UE. Według niego Unia daje Polsce gwarancję szybkiego rozwoju, w tym także regionu łódzkiego. Jako przykład podał inwestycje drogowych - budowę autostrad, dróg ekspresowych czy dworca Łódź Fabryczna.

Podobne argumenty padały na konferencji małopolskich parlamentarzystów KO w Krakowie. Wyrazili oni obawę, że strategiczne inwestycje nie zostaną zakończone oraz że działania obozu rządzącego nie tylko zdestabilizują wszystko, co Polska uzyskała dotychczas dzięki przynależności do Wspólnoty, ale i w przyszłości doprowadzą do polexitu – wyjścia Polski z UE.

Szef małopolskich struktur PO Aleksander Miszalski zwrócił uwagę, że cały czas korzystamy z funduszy unijnych i tylko w budżecie Krakowa na bieżący rok jest 206 mln zł środków unijnych, z czego 175 mln zł przeznaczone na ważne inwestycje, m.in. budowę linii tramwajowej z Krowodrzy Górki. "Niestety wpisujemy się w scenariusz rosyjski. Już w latach 40. Plan Marshalla został w Polsce zablokowany - (Józef) Cyrankiewicz ugiął się przed ZSRR nie wchodząc w ten plan. To na lata pozbawiło nas możliwości rozwoju. Cyrankiewicz był pod presją Rosji, ale premier Morawiecki nie jest dziś pod presją Rosji" – mówił Miszalski.

Do Planu Marshalla nawiązał też na konferencji w Kielcach b. szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz. Jak mówił, obecnie w UE tworzony jest "drugi plan Marshalla", który ma służyć odbudowaniu gospodarki dotkniętej pandemią. "Polska jest właśnie w przededniu zrzeczenia się tych gigantycznych środków. To oznacza, że cała Europa będzie się odbudowywała w niesłychanym tempie, a my zostaniemy na marginesie. Z upadkiem przedsiębiorstw, bezrobociem będziemy musieli radzić sobie sami" – przestrzegał.

"Jak to się dzieję, że dumni Hiszpanie, dzielni Litwini i 25 innych narodów nie czują zagrożenia z tego powodu, że pieniądze unijne mają być powiązane z praworządnością? Twierdzenie, że suwerenność i niepodległość Polski jest zagrożona to kłamstwo, które PiS powtarza dzień i noc" – ocenił Sienkiewicz.

W Poznaniu lider wielkopolskich struktur PO Rafał Grupiński przekonywał, że z powodu zawetowania unijnego budżetu Polska straci w najbliższych latach 27 mld euro z granatów i 32 mld euro z pożyczek. "Opowiadanie bajek o tym, że prowizorium budżetowe przyniesie Polsce takie same pieniądze, jak w tym roku jest absolutnie nieprawdziwe" - dodał poseł KO.

Przypomniał, że w przypadku przyjęcia prowizorium unijnego budżetu pieniądze byłyby "dawkowane" na bieżące wydatki po jednej dwunastej w każdym miesiącu. "A po drugie stracimy co najmniej 40 proc. w stosunku do planowanego budżetu unijnego w 2021 r." – wskazał.

Według Grupińskiego rząd chce zablokować wieloletnie ramy finansowe UE "tylko po to, by zapewnić sobie bezkarność". "Przypomnę, że na podstawie art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej wszczęte są postępowania wobec Polski w sprawie praworządności" – powiedział polityk, podkreślając, że zgodnie z traktatem lizbońskim, UE opiera się na takich wartościach jak demokracja, wolność i państwo prawne.

Gnieźnieńska posłanka Nowoczesnej Paulina Hennig-Kloska podkreśliła, że mieszkańcy wschodniej Wielkopolski czekają na nowy budżet UE "szczególnie pilnie", ponieważ m.in. z tzw. Nowego Zielonego Ładu sfinansowana ma zostać transformacja energetyczna subregionu. "To są setki milionów euro, 2 mld zł, które miały trafić m.in. na budowę infrastruktury potrzebnej do rozwoju przemysłu" – wskazała.

W Rzeszowie europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska oceniła, że to "wewnętrzna gra polityczna wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy wymusza" na premierze Mateuszu Morawieckim "działania, które są ze szkodą dla Polski". "Wypychają Polskę z orbity krajów zachodnich i będziemy łakomym kąskiem dla Federacji Rosyjskiej. Mam nadzieję, ze zdrowy rozsądek zwycięży" - podkreśliła.

"Apeluję do rozsądnych posłów PiS z Podkarpacia: nie siedźcie cicho, miejcie odwagę powiedzieć +weto+ temu rządowi" – dodała Łukacijewska.

O tym, że ewentualne weto oznacza wymierne straty dla naszego kraju, mówili też w Toruniu posłowie: Tomasz Lenz i Arkadiusz Myrcha oraz wiceprezydent miasta Paweł Gulewski (PO). W ocenie samorządowca bez środków unijnych realizacja większości inwestycji w mieście m.in. w zakresie infrastruktury, pomocy społecznej czy kultury, nie byłaby możliwa. "Jak inny byłby Toruń, gdyby nie środki europejskie. Jak inaczej jeździłoby się po Toruniu, jak inaczej funkcjonowałoby się w naszym mieście, gdyby nie zastrzyki finansowe, po które od lat miasto sięgało" - mówił Gulewski.

Lenz dodał, że wetowanie budżetu unijnego niesie za sobą marginalizację Polski na arenie europejskiej.