TFI, banki i firmy audytorskie dobrze zarabiały na współpracy z GetBackiem. Żaden podmiot nie zauważył nieprawidłowości w spółce.
Raport pokontrolny Najwyższej Izby Kontroli pokazuje nie tylko ewentualne zaniechania Komisji Nadzoru Finansowego i jej Urzędu, ale także ujawnia, co zostało wykryte w instytucjach finansowych, które z wrocławskim windykatorem ściśle współpracowały.
– W ramach kontroli NIK uzyskał w UKNF dostęp do informacji objętych tajemnicą zawodową i bankową, duża część z nich nie znajdzie się zapewne w końcowym raporcie, ale to pokazuje ustalenia, które nadzór poczynił już po wybuchu afery w ramach kontroli, inspekcji, które odbywały się w bankach czy TFI – mówi nasz informator znający wyniki ustaleń kontrolerów NIK.
– Z uwagi na ustawową tajemnicę zawodową Urząd KNF nie jest uprawiony do przekazywania informacji związanych z działaniami nadzorczymi dotyczącymi konkretnych podmiotów – podkreśla Jacek Barszczewski, rzecznik nadzoru. Dlatego właśnie efekt pracy kontrolerów NIK jest tak cennym źródłem informacji.
Izba poinformowała nas, że końcowy dokument, w którym zostaną rozpatrzone uwagi nie tylko KNF, ale także innych instytucji kontrolowanych w związku ze sprawą GetBacku, będzie gotowy najwcześniej pod koniec października. To było jednak, kiedy NIK kierował jeszcze Krzysztof Kwiatkowski. Pod koniec sierpnia zastąpił go na tym stanowisku Marian Banaś, który do Izby przeszedł prosto z fotela ministra finansów, a wcześniej był szefem Krajowej Administracji Skarbowej.

TFI pod pręgierzem

Jednym z kluczowych wątków sprawy GetBacku jest współpraca z nim towarzystw funduszy inwestycyjnych. To u nich znajdowały się fundusze sekurytyzacyjne, którymi zarządzał GetBack. Do nich trafiały kupowane przez spółkę portfele wierzytelności.
– Kontrole przeprowadzone przez UKNF w TFI wykazały, że towarzystwa nierzetelnie sprawowały nadzór nad funduszami sekurytyzacyjnymi wchodzącymi w skład grupy kapitałowej GetBack oraz funduszami sekurytyzacyjnymi spoza grupy kapitałowej GetBack. Towarzystwa pozostawały bierne na rażące naruszenie przepisów przez GetBack – czytamy w raporcie NIK.
W przypadku Origin TFI z dokumentu dowiadujemy się, że dysponował dokumentami, które „po poddaniu ich rzetelnej, starannej i uwzględniającej elementarne zasady profesjonalizmu analizie” pozwalały powziąć wątpliwości w sprawie wartości wierzytelności, które trafiały do funduszy znajdujących się w TFI. Dlatego wyceny były przez GetBack zawyżane i nikt tego nie wychwycił wcześniej, co pozwoliło spółce dalej normalnie funkcjonować. Podobie rzecz ma się z Trigon TFI (obecnie Lartiq TFI), który nie objął „realnym nadzorem” tego, co robił windykator z portfelami wierzytelności.
– Kontrolowany pozostawał bierny wobec zwiększania wyceny wartości portfeli wierzytelności pomimo braku realizacji prognoz i w sposób bezkrytyczny przyjmował raporty z wyceny dostarczane przez zewnętrzny podmiot wyceniający (…) – podaje NIK.
Dodatkowo kontrolerzy zwracają uwagę na „budzącą wątpliwości” umowę na ok. 40 mln zł, jaką Trigon zawarł z GetBackiem.
Zawiadomienie dotyczące umowy już w ubiegłym roku złożył nowy zarząd GetBacku, a TFI wielokrotnie jej broniło. Także teraz od zarządu Lartiq usłyszeliśmy, że umowa została zawarta w ważny i transparentny sposób, a rynkowy charakter wynagrodzenia został potwierdzony przez nowy zarząd GetBack w sprawozdaniu finansowym za 2017 r. Umowa została wypowiedziana przez TFI z przyczyn leżących po wyłącznej stronie GetBack. Sprawa zaś trafiła w sierpniu 2018 r. do sądu, od którego towarzystwo chce stwierdzenia ważności umowy z windykatorem.
W raporcie wymieniony jest także szereg zarzutów wobec Saturn TFI, które również sprowadzają się do tego, że nie było odpowiedniej kontroli oraz nadzoru nad tym, co wrocławski windykator robi z funduszami, do których trafiały kupowane od banków czy telekomów długi klientów. Saturn został już za to ukarany 5 mln zł i stracił licencję. Sankcje, jakie spadły na Saturna, to pokłosie postępowania administracyjnego, które KNF rozpoczęła 27 lipca 2018 r. Co ciekawe dzień wcześniej zaczęły się też postępowania wobec Trigona i jeszcze jednego TFI, które się przewija w tej sprawie, Altusa, oraz Noble Funds (27 lipca). Te jednak do dzisiaj nie przyniosły żadnego efektu. Podobnie jak złożone przez nadzór zawiadomienia do prokuratury na trzy TFI (Altus, Noble i Saturn).
Z raportu NIK wynika, że do zakończenia kontroli w KNF, czyli 19 stycznia 2019 r., nadzór nie złożył podobnego zawiadomienia na Trigona, choć zdaniem Izby były ku temu przesłanki. W przypadku Origin TFI śledczy dostali zawiadomienie dopiero w połowie grudnia 2018 r., czyli blisko osiem miesięcy po tym, jak trafiły tam dokumenty na pierwsze trzy Towarzystwa.
– Informujemy, że przedstawiciele Lartiq TFI nie byli ani nie są świadkiem, ani stroną w żadnym postępowaniu dotyczącym GetBack prowadzonym przez prokuraturę, w tym także przez Prokuraturę Regionalną w Warszawie – odpowiedział na nasze pytania zarząd TFI.

Banki zarabiały i nie pilnowały

Specyfika branży windykacyjnej pokazuje, że jednym z największych beneficjentów istnienia takich firm jak GetBack jest sektor bankowy. Banki sprzedają za pewien procent wartości portfele kredytów, które się nie spłacają, a windykator po ich zakupie stara się odzyskać więcej niż zapłacił za dług w przetargu. Z raportu NIK dowiadujemy się, że w 2017 r. dziesięć banków w trzydziestu sześciu transakcjach sprzedało GetBackowi pakiety wierzytelności warte nominalne ok. 4,8 mld zł za kwotę 879 mln zł, czyli średnio ponad 18 proc. wartości nominalnej. Nadzór ustalił też, że wrocławski windykator płacił średnio o ok. 2 proc. więcej niż wynosiła najwyższa oferta, jaką w przetargu składały konkurencyjne firmy z branży.
Jednocześnie banki były depozytariuszami dla funduszy, którymi zarządzał GetBack. Do ich zadań należało m.in. zabezpieczenie majątku funduszu, zapewnienie prawidłowości rozliczeń z uczestnikami czy potwierdzanie wyceny. Dzisiaj już wiadomo, że windykator fałszował informacje dotyczące portfeli wierzytelności, więc pojawiło się pytanie, czy zgodnie z przepisami depozytariusz nie powinien wyłapać nieprawidłowości i poinformować o tym TFI. Z dokumentu NIK dowiadujemy się, że depozytariuszami w tym przypadku były: mBank, ING Bank Śląski, Raiffeisen Bank Polska (kupił go BGŻ BNP Paribas). Pierwszy z nich został nawet skontrolowany.
– Wobec mBanku nie zostało wszczęte postępowanie administracyjne. Kontrola KNF zakończyła się i bank otrzymał zalecenia pokontrolne, które wdraża – mówi DGP rzecznik banku Krzysztof Olszewski.
Nieoficjalnie udało nam się ustalić, że w ING właśnie trwa kontrola i dotyczy ona usług depozytariusza, które świadczy bank.
– O wszelkich stwierdzonych nieprawidłowościach w funkcjonowaniu tychże funduszy na bieżąco informowaliśmy nadzór – mówi DGP Piotr Utrata, rzecznik banku. Z naszych informacji wynika jednak, że były to głównie uchybienia formalne, a nie istota nieprawidłowości z udziałem GetBacku.
W BGŻ BNP Paribas dowiedzieliśmy się, że nadzór przeprowadził inspekcję problemową dotyczącą całej działalności depozytowej przejętej z Raiffeisena.

Biegli rewidenci nie zauważyli

Istotną rolę w sprawie GetBacku odgrywają też firmy odpowiedzialne za audyt sprawozdań finansowych windykatora. Dzisiaj już wiadomo na podstawie ustaleń KNF i prokuratury, że te były fałszowane, a biegli rewidenci z Deloitte pracujący na dokumentach GetBacku do wybuchu afery nie dostrzegli niczego niepokojącego.
Dzięki kontrolerom NIK dowiadujemy się, że istotny jest nie tylko wątek firmy audytorskiej, która pracowała dla firmy windykacyjnej, ale także podmiotów, które zajmowały się rewizją finansową w funduszach, którymi spółka zarządzała. W toku kontroli w TFI nadzór stwierdził, że biegli rewidenci nie przekazywali za pośrednictwem firm, w których pracowali, do KNF powiadomień o „stwierdzonych istotnych uchybieniach w działalności badanego podmiotu”.
Komisja Nadzoru Audytowego, która patrzy na ręce biegłym rewidentom, poinformowała na razie jedynie o tym, że wszczęła kontrolę w sprawie tego, jak Deloitte badał księgi spółki za 2017 r. i zleciła samorządowi audytorskiemu, aby to samo zrobił w odniesieniu do wcześniejszych lat.
NIK uważa we wnioskach z kontroli, że także podmioty audytujące fundusze powinny stać się obiektem zainteresowania KNA.
W 2017 r. GetBack kupił od banków złe kredyty na kwotę 4,8 mld zł