Co roku śledzimy, o ile procent wzrosła gospodarka, a ważny jest nie tylko sam rozwój, ale też to, kto z niego korzysta i w jakim zakresie. Z Piotrem Arakiem z Polskiego Instytutu Ekonomicznego rozmawiają: Jakub Kapiszewski i Marek Chądzyński
PKB to zły miernik rozwoju gospodarczego?
Nie. Tylko on pokazuje zupełnie coś innego niż to, do czego wszyscy go używają.
Jak to? Jak PKB rośnie, to poprawia się poziom życia.
A z tym to różnie bywa. Tej zasadzie przeczy sytuacja niektórych państw Bliskiego Wschodu. A także Rosji. Podstawą gospodarek tych krajów jest wydobycie surowców naturalnych, państwa te rozwijają się, ale zła redystrybucja dóbr i usług nie pozwala na realizację własnych potrzeb przez obywateli.
A czy może zdarzyć się tak, że PKB spada, a poprawia się dobrostan społeczny?
Hipotetycznie dopuszczam taką możliwość. Być może mogłoby się zdarzyć tak, że gospodarka wpada w recesję, ale poczucie dobrobytu wśród obywateli pozostaje na wysokim poziomie, np. dzięki programom socjalnym. Ale częściej mamy do czynienia z odwrotną sytuacją: notujemy wzrost gospodarczy, jednak w społecznym odczuciu niewiele z niego wynika.
Alternatywne wobec PKB miary rozwoju lepiej oddają stan rzeczywistości?
Tak, bo one nie są opracowywane po to, żeby akademicy mieli o czym ze sobą dyskutować, tylko żeby uwzględnić jak najwięcej czynników, które składają się na szeroko pojęty dobrostan społeczny – takich czynników, które faktycznie pokazują jakość naszego życia. Co roku śledzimy, o ile procent wzrosła gospodarka, a ważny jest nie tylko sam rozwój, ale też to, kto z niego korzysta i w jakim zakresie.
Co więc proponuje Polski Instytut Ekonomiczny?
Opracowaliśmy własny miernik. Postawiliśmy na rozwój inkluzywny, a to oznacza taki wzrost gospodarki, z którego korzysta jak najwięcej obywateli. W takim ujęciu bierze się pod uwagę m.in. skalę nierówności społecznych i szacuje zasoby, które mogą pomóc je zniwelować, ocenia się rozwiązania dotyczące ochrony jakości powietrza czy przygląda się stanowi publicznej ochrony zdrowia. To rzeczy bardzo ważne, które umykają, gdy myślimy o gospodarce tylko w kategoriach dynamiki wzrostu PKB.
Co w takim razie mierzy wasz miernik?
To, czy instytucje państwa zajmują się najważniejszymi obszarami dla rozwoju kraju. Nie jest to wskaźnik bogactwa, raczej dobrobytu. Z naszej strony to włączenie się do dyskusji, która trwa na świecie od lat 60. XX w. Bo świat rozwinięty już od tak dawna zastanawia się nad tym, jak opracować możliwie obiektywną miarę pokazującą ogólnie pojęty dobrostan gospodarczy i społeczny.
Jakie są składniki waszego indeksu?
Składa się on z trzech części. Pierwsza to czynniki związane z dochodami, konsumpcją i nierównościami społecznymi. Bierzemy pod uwagę konsumpcję per capita, czyli ile przeciętny człowiek może wydać. Nie badamy dochodów, ale zastanawiamy się nad wydatkami, bo to one – obok czasu wolnego – są właściwą miarą naszej wolności do robienia tego, co chcemy. Ważymy to nierównościami, które panują w danym kraju. W ten sposób diagnozujemy stan rzeczywisty. Druga część indeksu odpowiada na pytanie, w jaki sposób możemy zagwarantować sobie rozwój gospodarczy. Skupiamy się tu na wydatkach na badania i rozwój, na liczbie zarejestrowanych znaków towarowych. Sprawdzamy, jaki jest stan edukacji i nauki, w tym konkretnym przypadku mierzymy wydatki na jednego doktoranta.
A trzecia część?
To czynniki pozapłacowe, a więc kwestie związane ze stanem środowiska. Oceniamy jakość powietrza – mierzymy zawartość pyłów w atmosferze. Oprócz tego bierzemy pod uwagę oczekiwaną długość życia obywateli. Dobrze by było dołączyć do indeksu przewidywaną długość życia w zdrowiu, ale niestety nie ma wystarczającej ilości danych dla innych krajów, żeby to zrobić. Na koniec uwzględniamy liczbę zabójstw. To miernik anomii społecznej i poziomu bezpieczeństwa społecznego.
Co pokazuje przewidywana długość życia?
Kondycję społeczeństwa. Tu nie chodzi tylko o to, by stwierdzić, jaki jest stan służby zdrowia, ale też o to, czy sami potrafimy o siebie zadbać. Trudno o zobiektywizowany wskaźnik, który by to uwzględniał, długość życia wydaje się najbardziej zbliżona do ideału. Jeśli ktoś umrze na cukrzycę, to może być to efektem tego, że prowadził niezdrowy tryb życia, ale jednocześnie może to być także skutek trudnej dostępności opieki lekarskiej. Oczekiwana długość życia jest najdłuższa w tych krajach, w których ochrona zdrowia jest najlepsza.
Polski Instytut Ekonomiczny jest instytucją rządową. Czy nie boicie się zarzutu, że wasz indeks jest tendencyjny? Bo uwzględnia konsumpcję, która u nas rośnie od kilku lat, choćby dzięki transferom społecznym zafundowanym przez PiS, zaś zupełnie pomija inwestycje, w których panuje marazm.
Jestem dyrektorem PIE, ale nie ingerowałem w prace zespołu makroekonomicznego. Pokazano mi dopiero efekt końcowy. Na pytanie, dlaczego w naszym wskaźniku nie ma inwestycji… One pewnie są ważne dla Polski, ale czy są równie istotne w 162 krajach z punktu widzenia ich rozwoju? Pamiętajmy o tym, że indeks ma pokazywać rozwój nie tylko nasz, ale być uniwersalną miarą dla innych gospodarek i społeczeństw.
A czy konsumpcja per capita nie jest zbyt ogólnym ujęciem? Czy ważniejsza nie jest struktura tej konsumpcji?
Ale jak ją uwzględniać? Łatwiej zmierzyć to, czy konsumpcja rośnie, czy spada, a nie to, jaki jest jej charakter. Zresztą rosnące spożycie jest dobre w każdym przypadku i nie ma większego znaczenia, czy jest to kupowanie mebli, samochodów czy usług.
A co ze społeczeństwami, które lubią oszczędzać? Gdyby wasz miernik stał się obowiązujący, to Japonia mogłaby wypaść bardzo słabo ze względu na dużą skłonność jej obywateli do oszczędzania.
Przy tworzeniu tego typu mierników napotyka się dwa podstawowe problemy. Pierwszy: ile wskaźników należy wziąć pod uwagę, mierząc odpowiedzialny, społeczny, inkluzywny rozwój. Im ich więcej, tym bardziej rozmyte będą cele dla polityki publicznej. A dla decydentów liczy się prostota: muszą wiedzieć, które czynniki są najistotniejsze dla zapewnienia optymalnego i zrównoważonego rozwoju. Drugi: to dostępność danych dla jak największej grupy krajów. Można stworzyć wskaźnik, który jest bardzo kompleksowy, ale dotyczy tylko państw Unii Europejskiej lub OECD. Można też stworzyć taki, który bada większą grupę, ale jest zasilany mniejszą liczbą danych. Te wyzwania sprawiły, że opracowaliśmy prostszy wskaźnik.
Stąd pytanie o jego uniwersalność. Wiadomo, że nakłady na badania czy liczba patentów dobrze pokazują perspektywy państw rozwiniętych. W biedniejszych krajach o perspektywach decydują inwestycje w drogi czy wodociągi.
Jak spojrzymy na ostatnie miejsca tabeli, która powstała po użyciu naszego miernika, to znajdują się tam takie państwa jak Afganistan, Republika Środkowoafrykańska, Somalia, Libia, ale też Arabia Saudyjska czy Turkmenistan. W wielu obszarach zdefiniowanego przez nas inkluzywnego rozwoju są to kraje o niskich wskazaniach i trudno się z tym kłócić.
Arabia Saudyjska? Może nie kojarzy się z demokracją, ale za to z petrodolarami i wysokimi dochodami.
Jest tam bardzo duże zróżnicowanie dochodów. Oczekiwana długość życia też nie jest wysoka – 74,8 roku, mają gorsze wskaźniki od Turcji – tu długość życia wynosi 76,1 roku, bo blisko dekadę temu Ankara rozpoczęła reformę ochrony zdrowia. Wydatki Rijadu na innowacje też nie są imponujące. A więc rozwój Królestwa nie jest inkluzywny, nie korzysta z niego całe społeczeństwo, a to przecież ocenia nasz wskaźnik. To pokazuje różnicę między naszą miarą a PKB czy PKB per capita.
Polska w rankingu zajęła 29. miejsce.
Nasza pozycja poprawiła się od 2015 r. o dwa miejsca.
Jak to? To pierwsze zestawienie i już nasza pozycja się poprawiła?
Przetwarzaliśmy dane od 2015 r., by mieć porównanie. W większości wskaźników gospodarczych Polska jest 22.–24. na świecie. Ale w przypadku tych będących podstawą naszego indeksu plasujemy się w czwartej lub trzeciej dziesiątce na świecie. Więc jeśli nie będziemy zajmować się poprawą jakości powietrza, nie zwiększymy nakładów na ochronę zdrowia oraz na badania i rozwój, to będziemy w tym rankingu spadać.
Które rzeczy zdecydowały, że awansowaliśmy o dwa miejsca?
Rosnąca konsumpcja oraz czynniki pozapłacowe. Na tle innych krajów mamy dość dobry, według danych ONZ, wzrost oczekiwanej długości życia z poziomu 77 lat w 2015 r. do 77,8 roku w 2017 r. To, co ciągnie nas w dół, to nakłady na badania i rozwój oraz kwestia przyszłego dobrobytu, czyli innowacyjność gospodarki.
Z punktu widzenia rządzących Polską polityków ścieżka wzrostu jest prosta: jeszcze więcej pieniędzy, by wzmocnić konsumpcję. Właśnie mamy propozycję zwiększenia wydatków o 40 mld zł, co może poprawić nasze miejsce w rankingu.
To nie wystarczy, ale faktycznie mamy potencjał do dalszego awansu dzięki zmianie modelu rozwoju. Stał się on bardziej inkluzywny, zmniejszył się wskaźnik Giniego (obrazujący nierówności społeczne). Na pewno nasz wskaźnik jest pomocny do oceny skuteczności prowadzonej przez państwo polityki rozwojowej.
Patrząc na konstrukcję wskaźnika, można sobie wyobrazić rządowy komitet polityki odpowiedzialnego rozwoju od konsumpcji i wskaźnika Giniego – minister pracy Elżbieta Rafalska i minister finansów Teresa Czerwińska. Od wydatków na badania i rozwój, innowacji i nauki – minister przedsiębiorczości Jadwiga Emilewicz, minister inwestycji Jerzy Kwieciński i minister nauki Jarosław Gowin, a od długości życia, jakości powietrza i malejącej liczby zabójstw – minister zdrowia Łukasz Szumowski, minister środowiska Henryk Kowalczyk i szef MSWiA Joachim Brudziński.
W rządzie działa Komitet Ekonomiczny, którego członkowie mogą już na te tematy dyskutować. Jeśli dojdzie do aktualizacji rządowych dokumentów strategicznych z uwzględnieniem wniosków płynących z naszego rankingu, to znaczy, że spełnił on swój cel. Tego typu indeksy, jak Doing Business (miernik swobody działalności gospodarczej), mają pomagać koncentrować się na obszarach ważnych z punktu widzenia rozwoju. Skoro przypominacie, że PIE jest instytucją publiczną, to ja się cieszę, że możemy zwrócić uwagę na wiele problemów decydentom i raz na jakiś czas na to wskazywać w naszych opracowaniach.
Gdyby na podstawie waszego wskaźnika stworzyć model polityki odpowiedzialnego rozwoju, to co rząd powinien zrobić w pierwszej kolejności?
Najważniejszym obszarem, w którym Polska musi się poprawić, jest innowacyjność i dobrobyt przyszłych pokoleń. Tego nie da się uzyskać bez zwiększonych wydatków na badania i rozwój. One się poprawiły w 2017 r., osiągając poziom 1,03 proc. PKB, i są najwyższe w historii, ale to nadal dwa razy mniej niż w innych krajach unijnych. Trzeba więcej wydawać na uczonych. Mamy za mało doktorantów, przez co jest za mało naukowców, zwłaszcza w naukach ścisłych. Kolejna kwestia związana z biznesem i sektorem publicznych – należy wytwarzać produkty, które warto chronić patentami. Następnie to poprawa oczekiwanej długości życia, z którą jest nieźle, ale chcielibyśmy żyć tyle, ile w krajach Europy Zachodniej (np. we Francji oczekiwana długość życia wynosi 82,8 roku). Ważne jest też polepszenie jakości powietrza.
Czego możemy nauczyć się od państw z czołówki waszego zestawienia?
Czołówka, czyli Szwecja, Szwajcaria i Norwegia, to kraje, które mają konkurencyjne i innowacyjne gospodarki, często z dużymi firmami rozwijającymi się na rynkach globalnych. Jednocześnie to państwa, które są także dobrze oceniane w zupełnie innych wskaźnikach, biorących pod uwagę szczęście, jakość życia, nawet walory krajobrazu, czyli subiektywne miary wskazujące komfort życia w danym kraju. Może to pokazuje, że przyszły etap ścieżki rozwoju naszego wskaźnika powinien uwzględniać także tego typu miary. Jest jeszcze jedno pytanie, jak w tym wskaźniku mierzyć poprawę jakości życia wynikającą z rozwoju technologii, które nie muszą zwiększać produktywności gospodarki. Na przykład zmianę telefonu w smartfona. Takie elementy nowej gospodarki są trudno uchwytne. Facebook zastąpił serwisy informacyjne, ale to nie oznacza, że gospodarka od tego znacząco urosła.
Może liczbą lajków per capita?
Albo liczbą znajomych na Facebooku, followersów na Twitterze czy liczbą fejkowych kont per capita (śmiech). Ale trzeba się zastanowić, jak takie niemierzalne kwestie dotyczące przemian w jakości życia uchwycić. ©℗
Postawiliśmy na rozwój inkluzywny, to oznacza taki wzrost gospodarki, z którego korzysta jak najwięcej obywateli. W takim ujęciu bierze się pod uwagę m.in. skalę nierówności społecznych i zasoby, które mogą pomóc je zniwelować, ocenia się rozwiązania dotyczące ochrony jakości powietrza czy przygląda się stanowi publicznej ochrony zdrowia. To rzeczy bardzo ważne, które umykają, gdy myślimy o gospodarce tylko w kategoriach dynamiki wzrostu PKB