Putin i Zełenski cztery razy rozmawiali przez telefon. Wczoraj po raz pierwszy spotkali się osobiście.
Rosjanom najpewniej udało się połączyć rozmowy o pokoju w Zagłębiu Donieckim, prowadzone w tzw. formacie normandzkim z udziałem Francji i Niemiec, z negocjacjami w sprawie tranzytu gazu przez Ukrainę na Zachód. Niezależnie od innych rozstrzygnięć zakończonego już po zamknięciu tego wydania DGP szczytu – pierwszego z udziałem Wołodymyra Zełenskiego – to sukces Władimira Putina.
Z końcem roku upływa termin rosyjsko-ukraińskiej umowy gazowej, na której podstawie błękitne paliwo jest przesyłane na Zachód przez terytorium Ukrainy. Dochody Kijowa z tranzytu są warte 3 proc. PKB, więc przedłużenie kontraktu leży w jego żywotnym interesie. Rozmowy trwają od dawna, jednak do porozumienia jest wciąż daleko. Kreml w wariancie maksimum chciałby, żeby Kijów zgodził się na krótkoterminową umowę, wrócił do bezpośrednich zakupów w Gazpromie na własny użytek i wycofał z trybunału arbitrażowego w Sztokholmie pozew, w którym domaga się zwrotu 12,2 mld dol.
Ukraińcy są skłonni do ustępstw, ale zależy im na jak najdłuższym, np. 10-letnim kontrakcie, aby tranzyt – a co za tym idzie, dochody z niego – był zagwarantowany także po planowanym uruchomieniu gazociągu Nord Stream 2. W tej sytuacji Moskwa postarała się o połączenie rozmów gazowych z negocjacjami w sprawie pokoju na Donbasie. To tzw. podejście pakietowe, które ułatwia osiąganie kompromisów poprzez ustępstwa w niepowiązanych ze sobą kwestiach, do którego Kreml często się odwołuje.
Wczorajszy szczyt w formacie normandzkim z udziałem Putina i Zełenskiego, a także dążącego do bliższej współpracy z Moskwą Emmanuela Macrona i stopniowo wycofującej się z wielkiej polityki kanclerz Angeli Merkel, pierwotnie miały poprzedzać po dwie rozmowy w cztery oczy każdego ze wschodnich prezydentów z liderami Francji i Niemiec. Wczoraj rano pojawiły się nieoficjalne informacje, że po zakończeniu czterostronnego szczytu Putin będzie jeszcze rozmawiać tête-à-tête z Zełenskim.
Przedstawiciele obu stron nie wykluczali, że do rozmowy przyłączą się w pewnym momencie ministrowie energetyki obu państw wraz z szefami państwowych koncernów gazowych. Zbliżenie stanowisk w sprawach gazowych było najbardziej prawdopodobnym efektem wczorajszego spotkania. W sprawie Donbasu pozycje obu stron znacząco się różniły, a co więcej, przed ustępstwami wobec Rosji Zełenskiego powstrzymywała perspektywa protestów.
Sygnał ostrzegawczy przekazano w ostatni weekend. Gdy Zełenski odlatywał do Paryża, na kijowskim Majdanie Nezałeżnosti i przy ul. Bankowej, gdzie mieści się biuro prezydenta, trwała akcja pod hasłem „Czerwone linie dla Zełenskiego”. W razie ich przekroczenia, czyli zbyt daleko idących ustępstw, szef państwa musiałby się liczyć z buntem społecznym podgrzewanym przez pro zachodnią opozycję, czyli Głos Swiatosława Wakarczuka, Ojczyznę Julii Tymoszenko i Solidarność Europejską Petra Poroszenki.
Według zapowiedzi organizatorów akcja miała potrwać co najmniej do zakończenia szczytu normandzkiego. Szef MSZ Ukrainy Wadym Prystajko pisał, jak wyglądają czerwone linie według planu ukraińskiej delegacji: „pełne i trwałe wstrzymanie ognia, nasza kontrola nad granicą zjednoczonego i niepodzielnego państwa, rozbrojenie i wyprowadzenie nielegalnych formacji zbrojnych, miejscowe wybory zgodne z naszym ustawo dawstwem”. Zełenski miał też nadzieję na uzgodnienie pełnej wymiany jeńców jeszcze w tym roku.
Andrij Jermak, człowiek prezydenta do zadań specjalnych, mówił podczas czwartkowego spotkania z ekspertami w londyńskim Chatham House, że dobrą datą na przeprowadzenie wyborów na okupowanym Donbasie byłby 31 października 2020 r., kiedy cała reszta Ukrainy także będzie wybierać lokalnych włodarzy. Według tzw. formuły Steinmeiera, mówiącej o harmonogramie organizacji wyborów, z godziną zakończenia głosowania okupowana część Donbasu ma tymczasowo otrzymać specjalny status, który przerodziłby się w trwały z chwilą ogłoszenia przez OBWE, że wybory co do zasady spełniały reguły demokratyczne.
Rosjanie zapowiadali sztywną pozycję negocjacyjną, niechętną jakimkolwiek ustępstwom. Tak przynajmniej pisała rosyjska prasa z powołaniem się na źródła w administracji. Wcześniej Moskwa mnożyła żądania – najpierw chciała, by Kijów podpisał się pod formułą Steinmeiera, a gdy to zrobił, zaczęła się domagać wycofania wojsk na trzech odcinkach frontu. Ukraińcy poszli i na to, w zamian otrzymując zwrot okrętów zatrzymanych pod koniec 2018 r. na Morzu Czarnym u wejścia do Cieśniny Kerczeńskiej.