Demonstranci podpalili w środę część gmachu parlamentu w stolicy Gabonu, Libreville - podał Reuters, powołując się na świadków. To reakcja na ogłoszenie przez rząd, że w sobotnich wyborach na ponowną siedmioletnią kadencję wybrany został prezydent Ali Bongo.

"Demonstranci weszli od tyłu i popalili Zgromadzenie Narodowe. Część budynku stoi w płomieniach" - powiedział anonimowy świadek. Dodał, że na miejsce przyjechała straż pożarna.

Minister spraw wewnętrznych Pacome Moubelet-Boubeya podał wcześniej ostateczne wyniki głosowania, zgodnie z którymi Ali Bongo dostał 49,8 proc. głosów, a jego konkurent Jean Ping 48,2 proc. głosów. Różnica między oboma kandydatami to niecałe 5,6 tys. głosów.

Ping i opozycyjni członkowie centralnej komisji wyborczej (Cenap) nie uznali podanych oficjalnie wyników. Ich zdaniem, doszło do fałszerstw i nadużyć w trakcie wyborów i po nich.

Komentatorzy przewidywali, że podanie takiego wyniku wyborów wywoła protesty i rozruchy. W Paryżu (Gabon jest byłą francuską kolonią) rzecznik MSZ zwrócił się do gabońskich władz o zapewnienie "przejrzystości i bezstronności w publikacji wyników", a także sprawiedliwego rozpatrzenia odwołań i protestów wyborczych. Z kolei szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini opowiedziała się za publikacją wyników z wszystkich lokalnych komisji wyborczych, a nie tylko wyników w skali całego kraju.

Ali Bongo objął prezydenturę w 2009 r., kiedy to powyborcze protesty spustoszyły gospodarczą stolicę kraju, Port-Gentil. Doszło wtedy do zabójstw, plądrowania budynków i podpalenia francuskiego konsulatu. Wcześniej Gabonem rządził jego ojciec Omar, który na tym stanowisku spędził ponad 40 lat. (PAP)

kot/ mc/