Po przeczytaniu tekstu Patryka Słowika pt. „Szanowni Koledzy Adwokaci (czyli o podejściu prawnika do używania języka)” („Prawnik” z 7 lutego 2017 r. – przyp. red.) przypomniałam sobie, co mówiła mi mama, gdy zwracałam uwagę na czyjś nietakt, a mówiła: „czy ta kwoka, proszę pana, była dobrze wychowana ?”...
Przyznaję panu rację. Jest wielu prawników, którzy uważają, że nie są dla klienta, tylko ponad nim. Zauważyłam nawet aroganckich i protekcjonalnych i... co począć? Jak mawiał mój instruktor nauki jazdy: „wielkoduszność i kultura załatwią każdą sytuację na drodze, nawet gdy znaki są bezradne, bo po prostu nie ma znaku: uwaga, cham na drodze”.
Może więc mógłby pan wielkodusznie przyjąć, że mec. Parafianowicz chciała nas, braci, chronić, że może nie jest pawiem, tylko obrońcą wróbli... Niech pan spojrzy na tych prawników, co wydeptują szare drogi powiatu. Do nich często klient albo współpracownik nie zwraca się ani np. pani mecenas, ani pani radco, ani nawet pani Kowalska, tylko np. pani Kaziu. Pomimo ich wieku, doświadczenia i Bóg wie czego jeszcze.
W związku z powyższym proszę o poprawkę na to, że prócz tych, którzy każą się całować w pierścień, jest wielu takich, którzy na własnych plecach noszą cegły pod przytułek „Sprawiedliwość”. Czasem bywamy nadwrażliwi, bo klient, który przed rozprawą chciał nam oddać wątrobę, po rozprawie nie chce płacić. Wtedy na „pani Kaziu” mamy ochotę odpowiedzieć „gdzie i kto cię wychował?!”. Na ogół jednak pokornie i taktycznie chowamy energię na walkę w sądzie.
Żeby zatańczyć solówkę, obojętne białego czy czarnego łabędzia, na rozprawie prawnik musi spinać się przy drążku 20 lat. Byłoby miło, gdyby ktoś to docenił, chociaż werbalnie. Do tego, że nie docenia się nas finansowo, już się przyzwyczailiśmy. Oceniając, ile się należy za „krótki” występ, naród nie widzi bowiem stania przy drążku. A przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że baletnica się nie napracowała, jakkolwiek solówka trwała np. 15 min. Naprawdę nie wiem, co myśleć o zmysłach twórców stawek urzędówek...
Więc może stąd nasze przewrażliwienie. Swoją drogą, szkoda, że łabędzie nie czytają DGP, może wtedy bylibyśmy zrozumiani. Tak czy owak, na wypadek cytowania mojej wypowiedzi, Szanowne Koleżanki Baletnice, pozdrawiam. Proponuję dla ułatwienia narodowi zrozumienia nas, prawników, do togi dołożyć pointy, określając „strój urzędowy”, żeby było czytelnie.
Może mógłby pan rozważyć ocieplanie wizerunku prawników w ogóle poprzez opisywanie w małej rubryczce poniżej reklam historii prawników, którzy stanęli na wysokości zadania np. w okresie stanu wojennego (...), żeby ludzie, zanim kolejny raz zaczną palić czarownice, pomyśleli: „może wylewamy dziecko z kąpielą, a im nie zależy tylko na papierowych koronach i forsie?”.
Innymi słowy, może skoncentrować się na tym, co dobre, bo to, co niedobre, na ogół każdy widzi sam. No i w końcu może jednak inteligenci niepomni lekcji z wiersza o kwoce powinni wychowywać siebie nawzajem i naród, który myśli: „ i po co nam elita, która tylko nudne książki czyta, i po co nam elita, gdy trwa wielki wyścig do koryta”. Może wtedy podsądni nie będą przychodzić do sądu w krótkich spodenkach.
List do redakcji