Chociaż śledztwo w sprawie związków otoczenia Trumpa z Rosją trwa już 20 miesięcy, wciąż nie wiadomo, kiedy poznamy jego efekty
Opinia publiczna poznaje kolejne wątki postępowania głównie z aktów oskarżenia, jakie przesyła do sądów Robert Mueller, były szef Federalnego Biura Śledczego, który prowadzi dochodzenie. Reszta to plotki i przypuszczenia, bo ekipa Muellera jest wyjątkowo szczelna, a przecieki bardzo nieliczne. Co więcej, biuro specjalnego radcy nie ma w zwyczaju odnosić się w jakikolwiek sposób do publikowanych przez media artykułów dotyczących śledztwa – bez względu na to, czy są prawdziwe, czy nie.
Ostatnio od tej reguły odstąpiono, a powodem stał się ubiegłotygodniowy artykuł opublikowany przez portal BuzzFeed. Jego autorzy, powołując się na źródła zbliżone do dochodzenia, napisali, że śledczy dysponują zeznaniami Michaela Cohena – prawnika Trumpa – w których skazany już za przekręty finansowe adwokat twierdzi, jakoby prezydent polecił mu kłamać przed Kongresem w sprawie związków biznesowych z Rosją. Chodzi o projekt budowy wieżowca w Moskwie.
Nie było tajemnicą, że Trump chciał postawić sygnowaną swoim nazwiskiem wieżę w stolicy Rosji i liczył na sowity zarobek. Podczas kampanii wyborczej trzy lata temu zaklinał się jednak, że projekt nie wypalił i w związku z tym nie łączą go z Rosjanami żadne związki. Cohen miał zeznać, że było inaczej i że przynajmniej do połowy 2016 r. osobiście pilotował projekt, co prezydent nakazał mu zataić. Na Kapitolu prawnik zeznał, że marzenie o wieżowcu zostało ostatecznie pogrzebane w styczniu 2016 r.
Sprawa stała się nietypowa, ponieważ biuro Muellera zdecydowało się wydać oświadczenie, w którym określono relację portalu jako „niedokładną”. Śledczy nie sprecyzowali jednak, czy „niedokładny” był cały artykuł, czy jego fragmenty, a jeśli tak, to które. BuzzFeed obstaje jednak przy swoim, twierdząc, że źródła, do których dotarli dziennikarze, potwierdziły podane wcześniej informacje na temat zeznań Cohena.
Sprawa pewnie skończyłaby się na spekulacjach, dlaczego zazwyczaj milczący Mueller zdecydował się wydać oświadczenie akurat w tej sprawie (podejrzewano, że śledczy chcieli uniknąć podgrzewania atmosfery, bo w reakcji na artykuł natychmiast powróciły nawoływania do impeachmentu), gdyby nie wypowiedź Rudiego Giulianiego, osobistego prawnika Trumpa. Powołując się na słowa samego prezydenta, stwierdził, że rozmowy na temat projektu budowy moskiewskiej Trump Tower trwały aż do dnia wyborów, czyli 8 listopada 2016 r.
Giuliani, który już wcześniej zaliczył sporo podobnych gaf, ostatecznie w pokrętny sposób odwołał swoje słowa (stwierdził, że „New York Times” źle go zrozumiał). Zrobił to jednak w sposób, który pozostawił wiele wątpliwości. Powiedział bowiem, że obawia się, iż na jego nagrobku będzie napisane „Rudy Giuliani: kłamał dla Trumpa”. Z drugiej strony stwierdził wprost: „Co mnie to obchodzi, w końcu będę martwy”.
Na początku tego tygodnia pojawiły się inne doniesienia związane ze śledztwem Muellera. O tyle niepokojące, że rzucają światło na stosunek obecnej administracji do Rosji. „New York Times” dotarł do dokumentów opisujących porozumienie, jakie rosyjski magnat aluminiowy Oleg Dieripaska zawarł z Departamentem Skarbu w zamian za zniesienie sankcji nałożonych na niego, jego współpracowników i biznesy w związku z bliskimi kontaktami z Władimirem Putinem.
Departament ogłosił, że porozumienie jest dla Dieripaski dotkliwe, bo pozbawia go kontroli nad firmą EN+ (zajmuje się produkcją proszku aluminiowego i hydroenergetyką w Rosji). Akcje oligarchy miały trafić m.in. do moskiewskiego Wniesztorgbanku. Problem polega na tym, że Dieripaska przy okazji spłacił swoje zadłużenie wobec tej instytucji, bo zaciągnięte w niej kredyty miał zabezpieczone właśnie akcjami EN+. I to spłacił je po niezłym kursie, który podniósł się dzięki informacjom o ich zniesieniu.
Dieripaska pojawił się w tle sprawy Muellera i pytania o konszachty otoczenia Trumpa z Rosją jeszcze z innego powodu. Rosyjski opozycjonista i bloger Aleksiej Nawalny opublikował w tym tygodniu taśmę z nagraniem rozmowy telefonicznej, z której wynika, że oligarcha był zainteresowany zatrzymaniem w tajskim więzieniu niejakiej Nastassi Waszukiewicz, w Rosji znanej pod pseudonimem Nastia Rybka. Białorusinka upubliczniła informację o rejsie, na który aluminiowy magnat zabrał ją w charakterze dziewczyny do towarzystwa. W wyprawie uczestniczył też wicepremier Siergiej Prichodko, który rozmawiał z Dieripaską m.in. o amerykańskiej polityce.
Jest to kompromitujące o tyle, że Dieripaska był klientem Paula Manaforta, szefa kampanii wyborczej Trumpa, który chciał zorganizować oligarsze spotkania w cztery oczy z przyszłym 45. prezydentem. A skoro Dieripaska starał się nie dopuścić do wypuszczenia Waszukiewicz, którą w Tajlandii zatrzymano za uczestnictwo w „seksseminarium”, to znaczy, że coś jest na rzeczy.
Być może jednak miliarder nie ma się czego obawiać. We wtorek dziewczyna, która w międzyczasie została deportowana do Rosji, zapowiedziała, że powstrzyma się z publikacją dalszych materiałów, które miałyby oczerniać oligarchę.