Roku pańskiego 2015. w kraju nad Wisłą kandydatem na szefa resortu obrony był minister z zawodu Jarosław Gowin. Przed wyborami reprezentantów narodu do szacownego grona prawodawców przy ul. Wiejskiej przekonywał na konferencji zorganizowanej przez dziennikarzy niepokornych (dziś raczej lwów salonowych) z „Gazety Polskiej”, że potrzebna jest niezależna Agencja Uzbrojenia. Ona miała być remedium na wielką bolączkę trawiącą Wojsko Polskie – ślimaczące się zakupy oręża wszelkiego. Idea jak najbardziej słuszna, ale szczegółów wówczas zabrakło.
Ale to nie dziwne, bo ministrowi z zawodu, który żadnej pracy się nie boi, przypadł w tamtym rozdaniu zaszczyt walki na froncie nauki i szkolnictwa wyższego. Za to do resortu obrony zawitał zwolennik rewolucji i spisków wszelakich Antoni Macierewicz. I faktycznie doszło do rewolucji, ale tylko kadrowej. Kadrę oficerską w sposób spektakularny przetrzebiono, ale do reformy w kwestiach zakupów nie doszło. I choć w czasie urzędowania tego polityka podpisano kilka ważnych umów dotyczących zakupów (m.in. na armatohaubice Krab czy moździerze Rak) i wynegocjowano nabycie systemu Patriot, to jednak żadnego przełomu systemowego nie było.
Kroniki niereformowania systemu zakupowego ciąg dalszy: jesteśmy już w roku 2018, na początku którego ministrem obrony narodowej zostaje Mariusz Błaszczak. Został on gwiazdą, gdy sportretowano go w serialu „Ucho Prezesa” jako lojalnego współpracownika rzeczonego prezesa. Już na wstępie nowy minister ogłosił, że jego priorytetem będzie utworzenie Agencji Uzbrojenia. By cel zrealizować, powołał specjalnego pełnomocnika. Potem na ponad dwa lata w temacie zmiany systemowej zaległa cisza idealna. W międzyczasie z inspiracji ministra, depcząc obowiązujące procedury i trwające postępowanie, kupujemy samoloty F-35 za kilkanaście miliardów złotych.
Ale wreszcie dochodzimy do roku przełomu, czyli 202. W ubiegłym tygodniu, na imprezie branżowej o obronności Defence24Day, minister Mariusz Błaszczak zapowiedział, że jest projekt ustawy o Agencji Uzbrojenia, czyli zmianie systemu zakupów uzbrojenia dla Wojska Polskiego. Zaznaczam, że projektu ustawy nie zaprezentowano, a pokazano jedynie kilka slajdów w prezentacji.
W tym miejscu wyjaśniam, dlaczego to dosyć istotne: co roku przeznaczamy na nowe uzbrojenie, jego modernizację czy remonty kilkanaście miliardów złotych. Są to pieniądze wydawane w sposób mało transparentny, często postępowania są utajniane, a liczba zaskakujących lub bardzo zaskakujących rozstrzygnięć jest długa. Jak wiadomo, w mętnej wodzie mniej widać. Dziś system działa tak, że łatwiej nam kupić najnowocześniejsze na świecie samoloty od rządu Stanów Zjednoczonych za grube miliardy niż zwyczajne terenówki od polskiego przedstawiciela handlowego za 100 mln zł. Taki mamy klimat. Oprócz tego, że jako podatnicy możemy się frasować, jak wydawane są nasze pieniądze i dlaczego trafiają akurat do tych, a nie innych firm, to na dodatek Wojsko Polskie latami czeka na poprawę swoich zdolności.
Więc minister opowiada o założeniach zmian i to, co proponuje, jest nawet roztropne. Problem w tym, że jego współpracownicy, m.in. właśnie ów pełnomocnik ds. utworzenia agencji, oficjalnie mówią, że nowy system będzie działał za plus minus trzy lata. To będzie akurat po kolejnych wyborach. Jak wiadomo, śpiewać, tzn. gadać, każdy może.