Nowelizacja ustawy ma wejść 1 stycznia, ale projekt roi się od niedoróbek. Np. nie da się wysłać sms-a na 997
System alarmowy z uniwersalnym numerem 112 nie ma w Polsce szczęścia. Choć w Unii Europejskiej funkcjonuje już od 1991 r., a oficjalnym i obowiązkowym systemem zawiadamiania ratunkowego jest od pięciu lat, to u nas ciągle są kłopoty z jego ostatecznym wdrożeniem. Właśnie na kilka tygodni przed startem objawiła się kolejna niedoróbka.
Poprawiają ustawę zamiast systemu
Przez Sejm i Senat w ekspresowym tempie przewędrował poselski projekt nowelizacji ustawy o powiadamianiu ratunkowym. W piątek ustawę przegłosował Sejm i teraz resort cyfryzacji liczy na to, że błyskawicznie zdąży ją podpisać prezydent i uda się ją opublikować – by weszła w życie od 1 stycznia.
Oficjalnie poprawki są drobne. W rzeczywistości pokazują, jak bardzo ten system wciąż nie jest dopracowany. – W ostatnim niemalże momencie przy negocjacjach z operatorami telekomunikacyjnymi wyszło na jaw, że technologicznie za trudne i do tego za drogie ma być wysyłanie SMS-ów ratunkowych na numery zaczynające się od „99”, czyli te najbardziej znane – na policję, straż pożarną i pogotowie. A więc nagle pojawiła się, oczywiście zgłoszona w szybszym poselskim trybie, poprawka kasująca taką możliwość – wyjaśnia nam problem poseł Edward Siarka (klub poselski Sprawiedliwa Polska), zasiadający w komisji administracji i cyfryzacji.
Oszczędności nie na tym, co potrzeba
Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji przekonuje, że to niewielka różnica, bo i tak numery 997, 998 i 999 już wkrótce będą obsługiwane w centrach powiadamiania ratunkowego. – W związku z tym generowanie kosztów, zarówno po stronie państwa, jak i po stronie obywateli, jest nieuzasadnione – zapewnia nas rzecznik MAiC Artur Koziołek. I dodaje, że SMS-y powinny być używane wyłącznie przez osoby, które nie mogą zadzwonić na numer alarmowy.
– Dotyczy to w szczególności osób niepełnosprawnych – głuchych lub niemych, dla których opracowany zostanie specjalny system szybkiego i jak najbardziej szczegółowego sposobu zapisu informacji o zdarzeniu w SMS-ie przesyłanym na numer alarmowy 112 – twierdzi rzecznik Koziołek.
Początkowo nowelizacja przewidywała, że wszystkie wiadomości tekstowe mają być obsługiwane przez centralne repozytorium – czyli niezależnie od tego, czy zgłoszenie byłoby z Podlasia, czy z Podkarpacia, i tak wędrowałoby do centralnego punktu systemu powiadamiania ratunkowego. A później stamtąd do konkretnego wojewódzkiego punktu i służby, która powinna się tą konkretną sprawą zająć.
– To nie tylko wydłużyłoby drogę, jaką informacja musi przejść, ale dodatkowo mogłoby w przypadku jakichś większych zdarzeń, np. klęsk żywiołowych, prowadzić do problemów z przepustowością systemu – uważa poseł Siarka.
System nie wie, gdzie się znajduje ofiara
Podobnie jak poseł uznał zresztą Senat, który nowelizację zmienił tak, by te alarmowe wiadomości tekstowe trafiały bezpośrednio do właściwych terytorialnie centrów powiadamiania ratunkowego. Ale nawet te senackie poprawki według ekspertów mogą nie wystarczyć, by system zaczął sprawnie działać. – Niestety kluczowym problemem jest to, że system wciąż nie potrafi sam odczytać dokładnej lokalizacji zawiadamiającego o problemie. A przecież człowiek, który dzwoni czy pisze, może być zestresowany i nie wiedzieć, gdzie się dokładnie znajduje w danej chwili – tłumaczy nam jeden z ekspertów współpracujących z resortem cyfryzacji.
Ubiegłoroczny raport NIK ostro stwierdzał, że w Polsce praktycznie nie istnieje spójny system rozwiązywania sytuacji kryzysowych, a szczególnie słabym ogniwem w tym łańcuchu jest właśnie Ogólnopolska Sieć Teleinformatyczna (OST) 112. Jak wskazywała Najwyższa Izba Kontroli, problemy są na przykład takie, że centra powiadamiania ratunkowego nie mogą właściwie dysponować siłami ratowniczymi i koordynować akcji, bo pełnią funkcję głównie centrów telefonicznych, które przyjmują zgłoszenia i przekazują je dalej do właściwych służb w terenie.
Bardzo drogie i nieporęczne narzędzie
Wnioski nie są budujące. Choć bowiem budowa systemu powiadamiania ratunkowego kosztowała 160 mln zł, a dodatkowo ponoszone są spore koszty jego utrzymania (w 2012 r. wydano na niego 21,1 mln zł, w 2013 r. – 40,5 mln, a w tym już niemalże 36 mln), wciąż nie jest to niestety sprawne narzędzie. A jakby tego było mało, jest to pierwszy system informatyczny, co do którego zapadła decyzja, że nie będzie refundowany z dotacji unijnych. Mimo że początkowo 145 mln zł na jego budowę miało pochodzić z dotacji z 7. osi Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka. Po tym jednak, jak jesienią 2011 r. wybuchła afera korupcyjna wokół projektów informatycznych, a system powiadamiania ratunkowego znalazł się na liście programów skażonych korupcyjnymi praktykami, nad jego rozliczeniem zebrały się czarne chmury. Mimo iż teoretycznie budowę systemu zakończono w 2012 r., Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju musiało zdecydować o wstrzymaniu jego certyfikacji – pod koniec ubiegłego roku. A w tym roku, decyzją strony polskiej, w ogóle wycofano te faktury z wniosków o unijne refundacje.
Jeżeli prokuratura nie umorzy do końca 2015 r. postępowania w sprawie korupcji, OST 112 będzie trzeba sfinansować wyłącznie z krajowych środków.